Saba i Pajut


IMIĘ Saba i Pajut
PŁEĆ
WIEK
PIES AKTUALNIE PRZEBYWA w hotelu dla psów
WOJEWÓDZTWO małopolskie
SZCZEPIENIE nie
ODROBACZENIE nie
PŁODNOŚĆ
STOSUNEK DO DZIECI
STOSUNEK DO PSÓW
STOSUNEK DO KOTÓW
KONTAKT Z OPIEKUNEM PSA
EMAIL OPIEKUNA
OPIEKUNOWIE WIRTUALNI (utrzymujący psa) pies nie posiada jeszcze wirtualnego opiekuna
JEŚLI CHCIAŁBYŚ WSPIERAĆ UTRZYMANIE TEGO PSA Zadeklaruj comiesięczną wpłatę

Wspomnienie Marioli Gajko, która przez 2 lata opiekowała się w hoteliku dwójką starych, schorowanych malamutów…

Wspierałyśmy ją początkowo jako malamuciary z forum i dogomanii, a później jako Serwis Adopcyjny Adopcje Malamutów…

„Opowiem…. O dwóch starych psach . SABIE I PAJUCIE.
2006 rok ; krakowski schron.

Paj miał zapalenie płuc i raka jąder. Saba guzy wielkości pięści na jajnikach.

Po zabraniu, przez miesiąc, były w Rzeszowie ; 9 kwietnia 2006 roku przyjechały do hotelu w Wieliczce.
Paj został zooperowany w Rzeszowie. Sabunia przeszła operację pod koniec kwietnia w Krakowie.
Prasa,  Allegro, program w TV Kraków – poszukujemy nowego domu.
Nikt ich oboje nie chciał. Miały wtedy ok. 12-13 lat.
Mimo, że były coraz piękniejsze. Coraz bardziej kochające.

SABA uparta do granic ludzkiej wytrzymałości. PAJU dumny, uparty, ale czulszy dla człowieka.
Kochałam ja nad życie. Dni mijały.  Dzień w dzień z Pajutami…
A one coraz pięniejsze, coraz kochańsze.
Nikt się nie zgłaszał.
Zaczęłam do hotelu przywozić swoją sunię.
Żeby się zaakceptowali. Moja Zula natychmiast sie podporządkowała Pajutowi.
Bez cieni asprzeciwu. Z Sabą jakoś ise dogadywały. Po miesiącu spacerów malamutki zaczęły przyjeżdżać do domku. Niestety w domu mieszkały też koty…
Polowali wszyscy.  Paju, Saba i włączała się moja Zula.
To był panika i wielki skowyt. I tak Pajuty nie mogły zamieszkać ze mną.Mijały miesiące.
One piękniały. Były coraz bardziej kochane. Ja je kochałam tak mocno, mocno….

Dumne.
Cudowne.
Niezrównane.

Dzień w dzień długie spacery.  Przytulanie. Zabawy.
Ona – Saba pozwlała być ze sobą.
Zauważała mnie.
Paju był kochanym histerycznym miśkiem.
Cudem natury, cudem życia.

I przyszła choroba Saby.
Długie tygodnie. Kroplówek. Zastrzyków. Nie jedzenia.
Mojego płaczu.
22.05.2007 roku Saba odeszła.
W moich ramionach.

Wnosiłam ją do gabinetu weterynaryjnego.
Nie chodzącą, z zalanymi wodą płucami.
I wyniosłam ją.

Zosatał ON – PAJUT.
Uparty, dzielny staruszek.
Żwawy. WIecznie mruczący.
Z ciągłymi srakami, bo ciągle coś zeżarał.
Wtulający łeb w człoweika.
Paj.

„A teraz sobie cichutko odejdę.
Jestem bardzo starym psem.
I cokowleik by Ona nie robiła, i tak na to nic nie poradzi…”

Pajut odszedł 1. 3. 2009 r.