Lisia przegrała walkę z chorobą ; odeszła za Tęczowy Most z poczuciem, ze jest kochana, że ma dom, własne stado i opiekunów… Niestety nie dane jej było długo nacieszyć się swoją nową rodziną, bo po konsultacji onkologicznej jasne się stało, że dom tymczasowy w Zakopanem może zapewnić jej jedynie godne warunki hospicyjne.
A oto jej tragiczna historia:
Psy mają szósty zmysł. Wiedzą, gdzie się pojawić. Wiedzą, komu spojrzeć w oczy, aby podjąć ostatnią próbę otrzymania pomocy od człowieka.
Lisia wiedziała – dzisiaj tj. 22.01.2017 r. prawie weszła pod koła samochodu jednej z nas. Cóż było robić? Gonić cień psa, który się pojawił, ale nie chciał się zatrzymać.
Średniej wielkości suczka, błąkająca się, pewnie od dawna w jednej z miejscowości pod Warszawą. Schronisko? Pierwsza myśl – niedziela, kliniki zamknięte. Nie ma schroniska – przecież jest styczeń, czas przetargów i nie ma jeszcze umowy… Kto wytłumaczy to psu, który cierpi? Psu, który jak się okazało zna człowieka, nie jest zdziczały. Dlaczego uciekał przed osobą, która chciała udzielić mu pomocy? Pewnie dlatego, że od czasu, kiedy ktokolwiek zwrócił uwagę na nią w sposób inny niż przegonienie z własnego podwórka, minęło już tyle czasu, że psi umysł już tego nie pamięta.
Ile jeszcze? Ile jeszcze cierpienia, obojętności, pogardy? Dla jednego psiego istnienia, które nie prosiło się na ten świat.
Lisia miała szczęście – trafiła na osoby pomagające psom, osoby, które nie umieją przejść obojętnie widząc cierpienie innych.
Szybka decyzja, krótka rozmowa – Lisia trafiła do lecnicy, którą prowadzą lekarze przez duże L.
Została oceniona na ok. 8-10 lat. Ma wielkiego guza na łapie. Po pierwszym zdjęciu RTG niewiele można powiedzieć. Konieczne jest powtórzenie RTG w kilku projekcjach, w sedacji. Być może łapa będzie musiała być amputowana.
Trzeba zrobić porządek z zębami, które sa w b. złym stanie. Na klatce piersiowej, w okolicach żeber widoczny jest kolejny guz. Ruchomy względem podłoża, prawdopodobnie tłuszczak.
Dzisiaj Lisia miała zrobione badania krwi – koszt 100 zł zapłacone przez naszą Gosię. Oględziny, wizyta i RTG na koszt kliniki – serdecznie dziękujemy.
Musimy pomóc. Co z tego, że to nie malamut. Dla nas to malamut w przebraniu, pies jak każdy inny. Ma spory bagaż cierpienia za sobą. Lisia jest kochana. Daje wszystko ze sobą zrobić. Wdzięczna za uwagę, jedzonko.
Na razie może zostać w klinice. Co dalej? Leczenie kosztuje. Domu nie ma. Pomożecie nam, po raz kolejny ocalić psa? Psa, którego ludzie zawiedli, spisali na straty. Psa o którym ludzie zapomnieli.
Ona wciąż wierzy i kocha. Kocha ludzi.
Zasługuje na wszystko co możemy jej dać, byle tylko wybaczyła i zapomniała krzywdy doznane od naszego gatunku.
To tylko pies…. ktoś tak powie. Dla nas to aż pies.
Zasługujący na wszystko co najlepsze.
Może Waszmu malamutowi marzy się śliczna, ruda przyjaciółka?
Staniemy na rzęsach, aby pomóc finansowo.
Ona już tyle przeszła, zasługuje na dom, szansę, miłość, kogoś, komu będzie zależało.
Na chwilę obecną sunia przebywa pod Warszawą.
My będziemy próbowali ogarnąć ( z Waszą pomocą) diagnostykę.
Błagamy, pomóżcie nam znaleźć nam dla niej jakieś miejsce.
Odeszła za TM* 29. 3. 2017 r.