Już prawie rok temu – kiedyyyyyyyyyyyyyyyy to minęło??????????????? adoptowaliśmy przez adopcje malamutów suczkę husky Kirę.
30 kwietnia 2008 roku do naszego domu przywiozłam oczekiwanego przez ponad 20 lat malamuta – Hagrida. Czekałam na to długo, bardzo długo, aż w końcu najpierw powstało miejsce – nasz dom, w którym pojawił się on – niezwykły pies. Na dodatek po długim przeglądaniu hodowli i miotów, które miały się pojawić po ponad pół roku czekania nasz dom ożył nie tylko kocimi śpiewami, ale również malamucim.
Wiedzieliśmy, że to nie będzie jedyny malamut. Stając się rodzicami pierwszego, już mieliśmy w planach kolejnego, ale po to, by właściwie z socjalizować psa, dobrze go wychować i poświęcić mu wystarczającą ilość czasu, uznaliśmy – po podpowiedziach hodowczyni Hagrida, że najlepiej będzie, jeśli najpierw pojawi się jeden malamut, a za rok drugi.
Wiedzieliśmy o forum malamutów i o adopcji, zanim jeszcze Hagrid trafił do naszego domu, ale chcieliśmy, aby nasz drugi malamut był również psem z hodowli, tym bardziej, że do naszego domu trafiła na emeryturę 10-letnia suka, były przewodnik dla niewidomych.
Ale Ci na górze zarządzili inaczej. Pewnej styczniowej niedzieli, Jacek wszedł na allegro w zupełnie innym celu i trafił na ogłoszenia dotyczące adopcji malamutów.
Zadał mi wówczas sakramentalne pytanie- a może jednak malamut z adopcji??? Tak się zapaliliśmy do tego pomysłu, że od razu weszliśmy na stronę adopcyjną i przejrzeliśmy wszystkie ogłoszenia. Od razu zrezygnowaliśmy z psów agresywnych w stosunku do innych psów i nielubiących koty – rozsądnie braliśmy pod uwagę warunki naszego stada – 2 psów i 5 kotów. Spisałam wszystkie psy, które mogliśmy adoptować, nr telefonów cioteczek adopcyjnych i zaczęliśmy dzwonić – co pewnie wszystkie obdzwaniane ciocie pamiętają.
W międzyczasie Jacek wszedł na wątek husky potrzebującej natychmiast adopcji lub domu tymczasowego. Kiedy przeczytaliśmy pełen rozpaczy apel Joli i weszliśmy jeszcze na stronę dogomanii – nie było odwrotu.
Do dziś nie wiem, co nas rozkochało w Kirze od razu- czy jej dramatyczna historia psa trzymanego na łańcuchu, czy potrzeba je wykupienia czy zdjęcia. Prawdą jest, że zdecydowaliśmy od razu – to będzie Kira – pomimo tego, że to husky a nie malamut.
Zadzwoniłam do Martynki – pytając o innego psa i wspomniałam o Kirze. Martynka zapaliła się od razu i powiedziała, że podeśle nam kogoś z adopcji, że tak suczka jest jak najbardziej do wzięcia. Nie było pieniędzy na jej sterylizację w schronisku – więc od razu powiedziałam, że jeśli tylko trzeba to zrobię przelew na jej sterylizację, żeby tylko odebrać ją jak najszybciej. I po wszystkich formalnościach, kiedy tylko Kira już była w schronisku- w niespełna tydzień po naszym znalezieniu jej wątku mieliśmy jechać po Kirdziobka, aż do Rudy Śląskiej. Byłam w stałym kontakcie z Justyną z dogomanii, która opiekowała się Kirą w schronisku i opowiadała jak Kira jest pokojowym, niesamowitym psem. Był już piątek wieczorem, a w sobotę wczesnym rankiem ruszaliśmy po Kirę. Nie mogłam usiedzieć na miejscu z radości.
Wszystko było już przygotowane – nowe miski, posłanie, smycz. Kiedy o 18 postanowiłam zapakować rzeczy Kiry do samochodu- żeby czegoś rano nie zapomnieć – zadzwoniła Justyna i z płaczem powiedziała mi, że Kira ma parwowirozę, jest w bardzo ciężkim stanie i walczy o życie.
Możecie mi wierzyć, ale płakałam jak bóbr – Jak to???? malutka- to my już po Ciebie jedziemy, a Ty chcesz uciekać z tego świata????
Każdy, kto wówczas wchodził na wątek Kiry pamięta, jak prosiłam ją by poczekała na nas, że warto walczyć o życie, że znaleźli się ci, którzy ją pokochali zanim jeszcze ją pogłaskali pierwszy raz. Ciocie forumowe trzymały mocno kciuki, a ja dzwoniłam do Justyny kilka razy dziennie dowiadując się, jak trzyma się Kira, żeby mieć szansę na powalczenie o życie została zabrana do domu – schronisko było zbyt niebezpieczne. Po kilku dniach zaczęła coś przegryzać i czuć się lepiej – kiedy tylko Justyna powiedziała, że Kira napiła się wody, skakałam z radości, jak dziecko a Jacek miał łzy w oczach ze szczęścia.
Po rozmowie z Justyną podjęliśmy decyzję, że w pt po tygodniu choroby Kiry, która szybko zaczęła wracać do zdrowia motywowana na odległość naszą miłością, zabieramy ją do nas. Kira albo miała osłabiona wrócić do schroniska, w którym mogła zarazić się kolejnymi chorobami, albo bierzemy ją do nas niewysterylizowaną (wyjątek był ze względu na chorobę Kiry i zaufanie do nas cioć adopcyjnych) i mogącą zarazić nasze psy parwowirozą. Uznaliśmy, że zaryzykujemy i natychmiast zabieramy Kirę od Justyny.
W piątkowy poranek ruszyłam po Kirę – jechałam po nią tak szybko, że w pięć godzin dojechałam do Rudy Śląskiej. Kiedy wdreptałam się w końcu na ostatnie piętro, zadzwoniłam do drzwi i otworzyły się – zobaczyłam Kirę.
Była taka malutka – oczywiście w porównaniu z naszym Miśkiem, taka spokojna i taka nasza.
Kira okazała się młodsza niż wszyscy myśleli – cieczkę dostała dopiero w czerwcu, po której została wysterylizowana.
Hagrid zakochał się w niej bez pamięci od pierwszego powąchania. Ona w nim z wzajemnością. Nie umiała chodzić na smyczy, kaszlała straszliwie, bo od łańcucha i miotania się na nim miała podrażnioną tchawicę, więc od razu zamówiliśmy dla niej szelki, żeby gardło i szyja mogły się wyleczyć.
Spała grzecznie w domu, a po tygodniu została wykąpana, kiedy przestała brać antybiotyk – śmierdziała straszliwie. Od początku okazała się niezwykłym psem, pełnym radości i miłości do człowieka, tak jakby pochodziła z cudownego domu, gdzie dbano o nią, kochano i miziano – a przecież przez pół roku była na łańcuchu, nie szczepiona, źle karmiona, bita – nie poddała się i na jej psychice nie został żaden ślad ludzkiej brutalności.
Po dwóch miesiącach bycia u nas – kiedy na dobre się zadomowiła, okazała się kulką niespożytej energii – Hagrid przy niej to spokój i ogłada. Kira regularnie już biegająca przy rowerze, po przebiegnięciu 15 km potrafiła po 20 min od powrotu rozkopywać ogród, odrywać mi tablicę rejestracyjną z samochodu, sponiewierać Miśka.
Dziś po 10 miesiącach od adoptowania to inny pies – pełen radości, energii wprost niespożytej, podskakującej do góry na wysokość twarzy i robiącej salta. Cały dzień biega z Hagridem po ogrodzie i czasami ich przewalanki i gonitwy trwają kilak godzin.
Nie przejawia żadnych tendencji do uciekania – może regularne- czasami 5 dni w tygodniu wyprawy rowerowe to sprawiają, może wielogodzinne gonitwy po ogrodzie, a może przeogromna miłość do nas. bo Kira jest jej pełna. Jest w nas wpatrzona jak w obrazek.
Mało tego, pomimo energii, która ją rozpiera, pomimo tego, że adoptowaliśmy ją kiedy miała ponad pół roku – uczy się wszystkiego w mgnieniu oka, wykonuje trudne komendy – typu „zostań”, na miejsce”, „noga”, „do mnie”- przy czym nie chodziliśmy z nią na żadne szkolenie, tylko wykorzystaliśmy wiedzę i doświadczenie, które mamy.
Na spacerze nauczyła się już biegać razem z Miśkiem w zaprzęgu i to uwielbia.
Kira jest naszym kolejnym słońcem i naprawdę nie wyobrażamy sobie życia bez niej.
Jest pełnoprawnym członkiem naszej rodziny i nawet wówczas, kiedy coś totalnie zniszczy – np. wyje nam pół elewacji – nie oddalibyśmy jej nikomu i nigdy.
Nigdy też nie było takiej chwili, w której żałowalibyśmy naszej decyzji, bardzo przemyślanej, bardzo ważnej, ponieważ nie wiedzieliśmy do końca co nas czeka i jaka rzeczywiście może okazać się Kira.
(Magdzik)