Moja decyzja o adopcji była spontaniczna, częściowo nieprzemyślana choć nie do końca…
Miałam już w domu jednego malamuta (kofanego tak bardzo), który bardzo okazywał niezadowolenie z najmniejszej naszej rozłąki (wyjąc niemiłosiernie).
Zasięgając opinii wśród innych malamuciarzy, wiedziona intuicją postanowiłam sprawić mojemu pupilowi drugiego malamuta…
Decyzja zapadła szybko (bez wiedzy i konsultacji) z moją połówką… Jak postanowiłam, tak o fakcie dokonanym poinformowałam moje kochanie…
Szczęśliwym trafem, (choć w życiu nic nie dzieje się bez powodu) dowiedziałam się o suczce zabranej przez hodowczynie, która poszukiwała nowego domu. Po rozmowach wiedziałam, że chce ją mieć.
Nie widziałam jej na oczy ale serce mówiło mi, że to właśnie ta.
Nie zależało mi na jej wyglądzie a tym bardziej na wieku – chciałam tylko by kolejny pies w moim domu był rodowodowym…
Tak trafiła do mnie Alma…prawie 2 letnia suczka…
Początki były proste… sucz, lekko zdezorientowana nie odstępowała mnie na krok.
Karmel nie ułatwił jej startu w nowym miejscu, pokazując gdzie jest jej miejsce już na drugi dzień po przyjeździe… skończyło się szyciem okolic oka suczki…
Potem wszystko naturalnie samo się uregulowało między zwierzakami…
Dziś jest inaczej… po upływie roku Alma pokazała, że jest suką bardzo dominującą i ma to oddźwięk w jej relacjach z Karmelem…
Z drugiej zaś strony większej przylepy i pieszczocha nie widziałam…
Po roku czasu poznałam ją bliżej i wiem jakich reakcji mogę się po niej spodziewać.
Wiem też, że jej przeszłość zaważyła na jej psychice i ze skutkami złego traktowania w przeszłości będę się zmagać jeszcze przez dłuższy czas…
Mimo to kocham ją bezgranicznie i wiem, że to była najlepsza decyzja jaką podjęłam…
(Pati)